niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 1

-Pasażerowie lotu numer 104 do, Los Angeles, prosimy o podejście do bramki numer 8.
Wstałam z ławki obok cholernie wielkiego fikusa, który cały czas wplątywał się w moje rude, tłuste włosy, które zwisały pojedynczo jak gdyby były mokre. Podążyłam za sporą grupką ludzi. Wszyscy byli bardzo nerwowi, po tym ogromnym tornadzie wszyscy opuszczają te felerne miasto.
Usiadłam na swoim miejscu, pośrodku ładnej młodej brunetki i starszego pana z brązową opaską na oczach. Postanowiłam podzielić los starszawego mężczyzny i się zdrzemnąć...

*

-Olivia Carter? Woohoo!- usłyszałam swoje imię i odruchowo się odwróciłam.
Ujrzałam machającą do mnie, niską, szczuplutką kobietę, po czterdziestce, z szopą kręconych brązowych włosów, które misternie ukrywała pod słomianym kapeluszem. Miała na sobie czerwoną sukienkę w duże białe kwiaty na nogach zwykłe klapki. Jej opalenizna przypominała mleczną czekoladę.
Podeszłam do niej niepewnie i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
-Oh, Olivia jak miło cię widzieć.- uśmiechnęła się pogodnie i uściskała mnie na powitanie.- Na imię mi Robbie Wright, ale możesz mi mówić Rob.
-Miło mi.- powiedziałam cicho i stwierdziłam, że fajna z niej babka.
Robbie posiadała żółty samochodzik z różowymi kwiatuszkami, tak jakby Wiosna się na niego zbełtała.
Przez całą drogę siedziałam cicho za to Rob nadawała jak katarynka. Opowiadała o kwiatach, życiu w L.A. i o innych pierdołach.
Kiedy dojechałyśmy na miejsce moje spojrzenie przykuła własno ręcznie zrobiona tabliczka z kolorowym napisem ‘kwiaciarnia’. Przy drzwiach stała prześliczna blondynka w białym topie, zielonych szortach i granatowej czapeczce z daszkiem. Podbiegła do mnie tak lekko jakby leciała. Rzuciła mi się na szyję.
-Ah nareszcie jesteś, czekałam na ciebie cały tydzień.- próbowałam wydobyć z siebie jakiekolwiek pozytywne emocje, ale słabo mi to wychodziło.- Jestem Abbie, Rob to moja ciocia i mama w jednym.- powiedziała z wielkim entuzjazmem.
-Olivia Carter.- przedstawiłam się. Dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Oj wiem jak się nazywasz, głuptasie.- rechotała.
-Dobra, Abbie, koniec tych śmiechów zaprowadź Olivię do pokoju i daj się jej rozpakować.- rozkazała Robbie.
-Tak jest! To gdzie twój bagaż?- spytała mnie.
-To tyle.- wskazałam na mój pomarańczowy plecak.
Blondynka wzruszyła ramionami, złapała mnie za dłoń i zaprowadziła do środka.
Wnętrze tętniło życiem, dużo kolorów, dużo zapachów, dużo kwiatów. W końcu to kwiaciarnia. Za ladą stała nie wysoka blondynka i właśnie zapakowywała róże w ozdobny papier.
-Sara, to jest Olivia. Olivia to jest Sara, moja najlepsza przyjaciółka.- przedstawiła nas sobie.
Dziewczyna przy kasie, podała kwiaty i życzyła miłego dnia, potem podeszła do nas i otarła pot z czoła.
-Uff.. Co tych ludzi dziś tak pełno?- powiedziała zmęczona.- Sara Adams.- przywitała się i podała mi dłoń.
-Wytrzymasz jeszcze trochę, pójdę ją oprowadzić, a potem cię zmienię, proszę.- błagała Abbie swoją, zmęczoną przyjaciółkę.
-Ale jutro stawiasz mi ciastko.- ustaliła. Abbie pocałowała ją w policzek i zaprowadziła mnie na górę gdzie mieściło się nie wielkie mieszkanie.
-Strasznie się cieszę, że będziemy razem w pokoju.- ćwierkała radośnie, a ja zastanawiałam się co ona bierze.- Pokój jest nie wielki, ale jakoś się pomieścimy.- otworzyła drzwi do pokoju, tak jak się spodziewałam pełno w nim kolorów, ale najbardziej dominował kanarkowy żółty. Pokój na prawdę był nie duży, mieścił dwa łóżka jedną dużą szafę i dwie komódki, biurko było rozkładane, jak zauważyłam laptop umiejscowiony był na parapecie.- Ciocia zakupiła dodatkową komodę, specjalnie dla ciebie, odstąpiłam ci połowę szafy.
To twoje łóżko.- wskazała na drewniane łóżko przy dużej szafie.
Położyłam na nim mój plecak i go otworzyłam. Wyłożyłam wszystko i zrozumiałam, że w sumie nie mam nic konkretnego. Mój bagaż liczył portfel z dokumentami i paroma dolarami, szczoteczkę do zębów zakupioną na lotnisku, starą szczotkę do włosów mojej babci i zniszczony album ze zdjęciami, zero ubrań.
-Tylko to.- szepnęłam.
-Nie przejmuj się, dziś pożyczę ci piżamę i jakieś ciuchy na jutro, a jutro po pracy pojedziemy do jakiegoś sklepu, znam taki fajny tani sklep z naprawdę markowymi rzeczami, używane, ale w bardzo dobrym stanie, czasem nawet z metkami.- było mi nie dobrze na myśl o chodzeniu po sklepach, ale mus to mus.

*
Wieczorem, gdy już kwiaciarnia była zamknięta, a ja siedziałam w za dużej na mnie piżamie Abbie, poczułam, że jednak jestem głodna.
Cały dzień odmawiałam jedzenia, ale teraz naprawdę bardzo go potrzebowałam.
Mieszkanie Robbie i Abbie było urządzone w starym stylu, było bardzo przytulnie.
Przy kominku siedziała Rob i czytała jakąś grubą książkę.
-Potrzebujesz czegoś, skarbie?- spytała kobieta.
-Mogę skorzystać z lodówki?- spytałam nieśmiało.
-No pewnie bierz co chcesz.
Wybrałam kawałek kiełbasy z majonezem i poszłam do pokoju.
Abbie zasnęła dość szybko, cieszyłam się, że przynajmniej nie musiałam jej niczego opowiadać.
Wsunęłam się pod zimną pościel i wyjęłam z pod poduszki szczotkę babci.
Zgasiłam światło i wtuliłam się w poduszkę, czułam zapach włosów babci, tak bardzo mi jej brakowało, że akurat ją musiało spotkać coś tak złego.
Schowałam szczotkę i zamknęłam oczy czekając na sen.
Będzie dobrze- pomyślałam i zasnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

i mam za sobą pierwszy rozdzialik, komentujcie jak się podobało jak nie to też:)